sobota, 22 marca 2014

Stones

Witam wszystkich :3 Dawno mnie tu nie było ale pewnie nie zdziwi was to, że nie przyszłam tu z opowiadaniem, prawda? Nie wiem czy w najbliższym czasie do nich wrócę, ale by was nie tracić i ujarzmić w moje myśli, wrzucam dla was one shoty. Pamiętacie jak mówiłam, iż pewne one shoty będą dalszą historią do "Walentynek"?  Tadadada! Aktualnie jest pisany one shot, który będzie kontynuacją. Więc nie jest tak źle, ale kiedy się pojawi - nie wiem. Jestem chora, mam konkursy i projekty i niestety czasu jest mało. Ale postaram się. Ogólnie to dziękuję, że jeszcze trochę was jest. No dobra, nie przedłużając.
Zapraszam do czytania i komentowania :3




One Shot
Tytuł: Stones
Pairing: SasuNaru




Każdy z nas ma swoja smutną historię. Każdy z nas ma swój kamień, który niesie przez całe życie, który zmienia właściciela nie do poznania, a potem zabija.
Bo nikt z nas nie jest już takim czystym dzieckiem, jakim się urodził. Dlatego nigdy nie rozumiałem tego pojęcia, iż każdy człowiek, który przyjdzie na świat ma na sobie grzech pierworodny. Bo jak małe dziecko, czyste niczym pierwszy śnieg, może być grzeszne? Jak?
To życie dopiero daje nam grzech. Grzech, który zabija w nas człowieczeństwo.
A moim grzechem byłeś Ty, Sasuke.

Nikt nie potrafił zrozumieć co w Tobie widziałem. Byłeś zimny, egoistyczny, agresywny i nienawidziłeś ludzi, w tym i mnie. Nieraz biliśmy się na ulicy, lądując potem na komisariacie, przez co mój opiekun o mało nie wychodził ze skóry. I tak miał ze mną problemy i tak bardzo się o mnie martwił, a ja nie doceniałem tego i przysparzałem mu jeszcze więcej problemów i zmartwień. Jednak nie potrafiłem przeżyć Twojego wzroku w moja stronę, nie potrafiłem znieść Twojej arogancji. Bo w czym byłem gorszy od Ciebie? W tym, że moi rodzic popełnili samobójstwo, a Twoi nadal żyli?
Chciałem Twojego szacunku, ale i tak go nie uzyskałem.

Gdy byłem mały, widziałem jak moi rodzice skaczą z mostu. Do tej pory nie wiem czemu wzięli mnie tam ze sobą, ale widziałem ich ból do całego świata. Oni żyli tylko dla siebie, nie żyli nawet dla mnie. Pamiętam jak oboje poczochrali mnie po włosach, mówiąc, że zaraz przyjdzie wujek i nie czekając nawet na pytania, złapali się za dłonie i skoczyli. Nie wiem czy wtedy krzyczałem, czy patrzyłem z zaciekawieniem co robią, gdzie odchodzą. To było dawno, a to co dawno i bolesne staram się zakrywać i zapominać.
Mimo to, o Tobie nie mogę zapomnieć.

Gdy kończyliśmy liceum, mieliśmy ostatnia bójkę. Pamiętam dobrze wtedy Twoje słowa i to co czułem. Pamiętam też, że tym razem Jiraya po mnie nie przyjechał, za to czekałeś na mnie Ty. Kochający rodzice wpłacili za Ciebie kaucję i byłeś wolny. Rzuciłem się od razu na Ciebie z rękoma, ale Ty spojrzałeś wtedy na mnie jak nikt jeszcze nie spojrzał przez całe życie. Posadziłeś mnie w aucie i zabrałeś za miasto, bym mógł się wypłakać.
Bo powiedziałeś mi, że Jiraya nie żyje.

Byłem smutnym dzieckiem, prawda? I teraz powiedz mi, niech odpowie nawet kto może, z czego powstaje skaza na naszym sercu? Od urodzenia? Czy od życia? A życiem są ludzie.
Byłem takim oklepanym systemem binarnym, każdy wiedział co oznaczam i co dalej się stanie. To takie żałosne, że w tym świecie coś poetyckiego jak smutek, jest bardziej oklepane niż uśmiech.
Mimo to ja kocham płakać, w szczególności przez Ciebie.

Od momentu, w którym wywiozłeś mnie za miasto, kontakt nam się urwał, ale do czasu. Do tej pory nie wiem skąd wiedziałeś o Jirayi. Tak naprawdę nic o Tobie nie wiem. Mimo tego, iż pracowaliśmy potem w jednej firmie, a nasze bójki kończyły się łóżkiem w Twoim domu, albo materacem na podłodze w mojej klitce. Nie wiem z czego to wynikało, może byłeś jednym z tych co klepali system binarny i na pocieszenie chcieli coś zrobić, zyskując coś też z tego. Nie wiem.
Wiem tylko, ze kochałem się dla Ciebie uśmiechać, nawet gdy jęczałem.

Nasze historie były krótkie w swojej długości. Nie były romantyczne, nie były spektakularne. Panowała w nich monotonia, która budowała coraz to większy głaz na naszych plecach. Ale i Tobie jak i mi nie przeszkadzało to. Ba, nawet więcej dosypywaliśmy gruzu.

Przez cały czas zastanawiało mnie po co robisz to wszystko. Nie byliśmy dla siebie nikim ważnym, nawet gdy zamieszkaliśmy razem, nawet gdy przedstawiłeś mnie swoim rodzicom. Wiesz, ze zawsze uważałem Twoich rodziców za rygorystycznych bogatych dupków? A oni pokochali mnie jak syna.
Ale nie wiem dlaczego Ty nie potrafiłeś pokochać mnie.

20 dnia każdego miesiąca mijał to miesiąc naszego niby związku i zawsze tego 20 dnia się kłóciliśmy. Nieważne gdzie; czy w pracy, czy przy Twoich rodzicach czy będąc sami. Zawsze się kłóciliśmy. Co zadziwiające, to wszystko nadal było monotonne i zabijało nas coraz bardziej.

Do tej pory nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć i wciąż doszukuje się momentu, w którym byś mi powiedział te dwa symboliczne słowa. Nie powiedziałeś ich nawet wtedy gdy poznałeś cały mój głaz i historie wyryta na nim. Nie powiedziałeś tego, nawet gdy zaczęliśmy obaj nosić swoje kamienie, bodące coraz to cięższe. Mimo to poszedłeś ze mną na tamten most i trzymając za dłoń powiedziałeś: "Jeśli chcesz się zabić, to skocz, ale ze mną. Bo nigdy Cie nie zostawię".

Nie wiem tak naprawdę co miały znaczyć te słowa. Mógłbym powiedzieć, że to było wyznanie miłości, jednak czy po wyznaniu znajduje się tę osobę z kochaniem w łóżku? Pewnie nie.
Wiesz Sasuke czemu jesteś moim grzechem? Bo zanim Cię poznałem byłem czystym dzieckiem. Bez skaz, bez problemów. Teraz zacząłem bawić się w Twoją grę: jeździmy do Twoich rodziców jako para, pracujemy razem jako kumple, a we własnych czterech ścianach wstrzykuję sobie kolejna dawkę, patrząc na Twoją orgię z obcymi facetami.

Mój głaz mnie właśnie zabił.

2 komentarze:

  1. Łaaaaaaaa, podobało mi się. <3 Tworzyć świetne opowiadania, naprawdę. <3
    Czekam na następne notki i zapraszam do siebie: http://yaoi-naruto-by-ayame.blogspot.com/
    Życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    fantastyczne, bardzo mi się podobało..... Sasuke mam ochotę mu cos zrobić za krzywdzenie Naruto...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga